Do obejrzenia

środa, 6 kwietnia 2011

zagotowanie

Widzę po sobie, że coś we mnie się zmienia, ale nie tak szybko jak bym chciała i jednym z efektów są kompulsywne wybuchy myśli i wściekłości na stan rzeczy. Roztropność, rozwaga i chłodna ocena tracą na znaczeniu. Znam siebie, muszę wybuchnąć, by potem osiągnąć stan spokoju. Zanim to jednak nastąpi wygarnąć muszę choćby pismem, które potem przeczytam 10 razy, to co czuję. Wytłumaczyć facetowi się nie da, bo ni w ząb nie zrozumie, a uzna za czepialstwo.
Stanem rzeczy nazwałabym; niemożliwość posiadania.. nie... wyimaginowane pragnienia... nie.. fakt że nie jest tak jak powinno, jak bym chciała.. że on nie postępuje tak jak pragnęłabym by było, a wtedy każdy byłby zadowolony.. coś w tym stylu.... Ja dostaję marcheweczkę i lecę jak głodna królica, by potem dostać w łeb. Ja mam magazyn marchewek i chętnie bym mu ją dała, ale chyba on moich marchewek nie chce, a w ogóle to on jest jakiś taki marny królik..


jestem pier..ta, że piszę takie rzeczy...